Pejzaż bez ciebie
(sł. J. Przybora, muz. J. Wasowski)
Wrzesień jak dywan, jakich nie bywa często, ostatnio.
Płowozielony dywan zdobiony słońcem dostatnio.
Pejzaż gorący rżysk i stygnących gwiazd w zimnym niebie
Smutku, co zawisł kluczem żurawi… Pejzaż bez ciebie…
Dzień za dniem, sen za snem, pełnia i nów, i słońce znów.
Noce i dni wciąż nazbyt ładne, zmierzchy i świty bezradne.
Rower zmęczony, płosząc gawrony sunie drożyną,
Jedzie listonosz, już pod czerwoną jest jarzębiną,
Na skwar narzeka… Ma dla mnie przekaz… Złotych sto dziewięć…
Tą samą drogą wraca… Nikogo… Pejzaż bez ciebie…
Dzień za dniem, sen za snem, pełnia i nów, i słońce znów.
Noce i dni wciąż nazbyt ładne, zmierzchy i świty bezradne…
Na horyzoncie topi się słońce w złocie czerwonym.
Rzeką nadpływa siwa flotylla mgiełek wieczornych.
Idę przez pole, gdzie dwie topole, drzewo przy drzewie…
Patrzą z wysoka w przestrzeń jak otchłań – pejzaż bez ciebie.
(murmurando)
Chyba to sprawił wrzesień, że prawie nic już nie czuję,
Słucham, jak teraz upał zamiera, ciszą pulsuje…
Pewno ci dobrze gdzieś o tej porze, pewno przyjemnie.
A wokolutko – pejzaż bez smutku… Pejzaż beze mnie…
Noce i dni, o których nie wiesz.
Jesień i pejzaż bez ciebie… Bez ciebie.