W towarzystwie zielonych liści

W towarzystwie zielonych liści
Źródło: STYLE I CHARAKTERY nr 2 (2011)

„Skąd po zimie moje żale?
Nie szaleję w karnawale…
Czemu żegnam w moll, nie w dur
Nie najlepszą z roku pór?
Może to mnie właśnie smuci,
Że ta sama już nie wróci…
Że z szelestem zdartych dat
Odpłynął życia szmat!
Życie trudne, życie żmudne, życie nudne – żaden bal
Życie ziębi, życie gnębi… ale życia… życia żal!
Życie mrozi, życie grozi
Nie dowozi, w zaspach tkwi,
Lecz choć tycia radość z życia
Żal jest życia
Życia
Mi!”

Tak pisał przed pół wiekiem Jeremi Przybora, a ja często sobie te słowa powtarzam.

Jako osoba, której trudno jest przeżyć Pół Roku Mroku, trwające od połowy października do połowy kwietnia, w najciemniejsze dni zazdroszczę świstakom, i w przededniu przedwiośnia staram się o nich zapomnieć. O tych dniach, a nie o świstakach.
O świstakach zapomnieć nie umiem. Tak naprawdę budzę się razem z nimi.

Czas galopuje, zupełnie inaczej liczymy lata, coś, co wydarzyło się przed pięcioma laty to dla nas chwila, a te same pięć lat dla licealisty to epoka.

I tak już będzie do końca. Niedawno zapytałam Krysię Jandę, w jakim wieku jest pewna aktorka, bo nie umiałam tego określić, i ona, bez chwili zastanowienia, odpowiedziała: „jakieś dziesięć, dwadzieścia lat ode mnie młodsza”.
Dziesięć lat w tę, czy we w tę (Boże, jak się to pisze… może „wewtę?”) – żadna różnica. Do tego doszło. Czyli czas nie ma już większego znaczenia. A co ma?

Dla mnie – WIOSNA. Przede wszystkim Ona. Co roku wyznaję Jej miłość.
I dziękuję, że jeszcze raz daje na siebie popatrzeć. I razem z Nią jaśnieje wszystko. Zieleni się nadzieja. Może pojutrze spotkamy miłość swojego życia i ktoś pokocha nas naprawdę? Uwierzmy w cuda. Mamy co prawda swoje lata i mniej więcej tak wyglądają dziś amory schorowanych Młodych Inaczej.

Amory chorych:

Ona utyskuje, że gorzej się czuje On zaś jej biadoli, że wszystko go boli …ale przecież wiosna za chwilę każe zapomnieć o tych bólach. Przynajmniej do jesieni.

A to – z jednej strony – chwila, a z drugiej – szmat czasu!
Byle go nie zmarnować.
Trzeba się zastanowić, co dla każdego z nas jest dzisiaj najważniejsze. Dla mnie na przykład:
1. Móc obserwować uśmiechy i coś w rodzaju szczęścia u innych.
2. Móc pomagać.
3. Móc być potrzebnym.
4. Móc tworzyć.
5. Móc zapomnieć o własnym nieszczęściu.
6. Móc zapomnieć o własnej niemocy.
Choćby tyle. I to wszystko
w towarzystwie zielonych liści! Móc uwierzyć w to, że może być
tak pięknie, jak ładnych parę lat temu. Nieważne – dziesięć czy dwadzieścia. Ważne, żeby o nich pamiętać. I tej dobrej pamięci wszystkim życzę

PS 1. A swoją drogą ciekawe, dlaczego zawsze mówi się: „ładnych parę lat temu”, a nigdy: „Nieładnych parę lat temu”?
Może te nieładne lata po latach ładnieją? Daj Boże.

PS 2. Redakcja „Stylów i Charakterów”, a wręcz redaktor Jola Białek powiedziała, że dobrze, tylko za krótko. Trzeba jeszcze coś dopisać. No to dopisuję, że właśnie kończę pisać cykl opowiadań pt. Errata na stare lata i jedno z nich („Wspomnienie pani Zofii”) zaczynać się będzie tak:

„Naokoło mnie sporo smutnych ludzi. Uciekam od nich, żeby nie umrzeć.
Małgorzata zmusiła mnie jednak do spotkania. Mówię, że sama jestem w nie najlepszej formie, że może za miesiąc, ale ona, że przecież kiedyś mi pomogła, że tylko na chwilę, że… chlipała w telefon, więc niechętnie umówiłam się z nią w «Sadhu». Przyszła rozedrgana, zszarzała, pognieciona.

Była w takim stanie, że od razu zadzwoniłam do znajomego lekarza, żeby przyjął ją bez kolejki. Ale on właśnie wyjechał do ciepłych krajów leczyć depresję. Swoją! Szukał dla siebie ratunku. Po wysłuchaniu dramatów setek pacjentów i w nim coś pękło.

Zima to trudny czas.

Czas bez światła, bez sensu, bywa że i bez miłości. Straszne godziny, dni, tygodnie.
Zamówiłyśmy cokolwiek i zapytałam odważnie:

– Powiedz, co się takiego strasznego wydarzyło, że aż musiałam wyjść z domu?

– Paweł umarł.

– Słucham?! Kiedy, na miłość boską? Widziałam go przedwczoraj w «Antrakcie». Zmarnowany, jak to on, ale bardzo ożywiony, rozprawiał o swoim ostatnim filmie, otoczony wianuszkiem wielbiących go studentek andragogiki.

– Ale on umarł dla mnie.
Oj, nie dla ciebie jednej – pomyślałam, ale nie powiedziałam tego. Powiedziałam tylko:

– Ale ty żyjesz i będziesz żyła.

– Dlaczego tak myślisz?

– Bo WIOSNA.

– Zosiu… Wiosna bez Pawła?!

– No.

– Żartujesz?!!!

– Nie. Ja już mam za sobą wiosnę bez Pawła. I żyję. Póki co.
Czego życzę nawet Pawłowi.
Bo WIOSNA!”

Pęcice Małe, 1 marca 2011 roku

Do spisu artykułów