Łąka
(sł. B. Leśmian – fragmenty, muz. JM. Krasicki)
Czy pamiętasz, jak głowę wynurzyłeś z boru
Aby nazwać mnie łąką pewnego wieczoru
Zawołana po imieniu
Raz przejrzałam się w strumieniu
I odtąd poznam siebie wśród reszty przestworu
Weszłabym do twej chaty, gdy mgły się postronią
Lecz nie wiem, czy się zmieszczę wraz z rosą i błonią
Jakże cała poprzez drogę
Do twej chaty wbiegnąć mogę
Od naporu zieleni runie ściana biała
Przyszły do mnie motyle, utrudzone lotem
Przyszły pszczoły z kadzidłem i mirrą i złotem
Przyszła sama nieskończoność
By popatrzeć w mą zieloność
Popatrzyła i odejść nie chciała z powrotem…
Kto całował mak w zbożu nie zazna niedoli
Trawa z ziemi wyrwana pachnie, lecz nie boli
Kocham stopy twoje bose
Że deptały kruchą rosę
Rozróżniając na oślep chabry od kąkoli
Niechże sen twój wędrowny zielenią poprzedzę
Weź kwiaty w jedną rękę, a w drugą weź miedzę
Połóż kwiaty na rozstaju
Zwilżyj miedzę w tym ruczaju
Co wie o mnie, że trawą brzeg jego nawiedzę
Już słońce mimochodem do rowu napływa
Skrzy się łopuch kosmaty i bujna pokrzywa
Jeno pomyśl, że ci wolno
Kochać łątkę i mysz polną
I przepiórkę, co z głuchym trzepotem się zrywa
Ludzie – mgły, ludzie – jaskry i ludzie – jabłonie
Rozwidnijcie się w słońcu, boć na pewno płonie
Dla mnie – rosa, dla mnie – zieleń
Dla was – nagłość rozweseleń
A kto pieśni wysłuchał niech mi poda dłonie