SZCZĘŚCIE
Źródło: Sens, lipiec 2009
Od kilku dni biję się z myślami, co by tu napisać na zadany przez miłą panią redaktor „Sensu” temat: ”Szczęście” i nagle wpada mi do ręki gazeta z interesującym wywiadem, przeprowadzonym z pisarzem, panem Eustachym Rylskim.
Wywiad nosi bezlitosny tytuł:” SZCZĘŚCIE NIE WCHODZI W RACHUBĘ”.
Pozwolę sobie zacytować najistotniejszy fragment, bo chciałabym, aby się stał punktem wyjścia do moich rozważań na ten temat:
„ -Bywa pan szczęśliwy? – (pyta pani Dorota Wodecka z GW)
-Pochlebiam sobie, że nigdy mi się to nie zdarzyło. Zadowolenie z życia bierze się z sumy przyjemności, jakich potrafimy doświadczyć, od tych najdosadniejszych, jak seks czy dobre jedzenie, do najsubtelniejszych, jak przeżywanie sztuki. Szczęście natomiast to poczucie spełnienia w życiu i niczym niezmącona wiara w jego sens i celowość, jak również bezduszna odporność na cierpienia otaczającego nas świata. W moim przypadku nie wchodzi w rachubę. Pochlebiam sobie, że nie wchodzi w rachubę.”
Ja niestety nie mogę sobie pochlebić, bo u mnie wchodzi w rachubę. Chociaż często zadaję sobie pytanie: czy mam prawo bywać szczęśliwa, kiedy tyle nieszczęścia naokoło? Bo przecież nawet jeżeli nie mam prawa, to bywam. Bezprawnie i z wyrzutami sumienia, ale bywam. I walczę o prawo do szczęścia. Barykaduję się celowo przed doniesieniami ze świata, wyłączając wszystkie środki masowego przekazu, żeby choćby przez tydzień pobyć w stanie błogiej niewiedzy. I bywam wtedy szczęśliwa jak dziecko.
Jest takie powiedzenie: ”Niewiele mu (jej) do szczęścia potrzeba”. Zawsze mam wrażenie, że to trochę o mnie. Już nie mówię o przeżywaniu sztuki, bo tym wypełnione było prawie całe moje życie. Zachwyca mnie wiele zwyczajnych rzeczy i mam nadzieję, że nie mylę pojęcia szczęścia z zadowoleniem. Spróbujmy się odnieść do przykładów pana Eustachego. Zmierzmy się z banalnym problemem seksu, czy dobrego jedzenia, które pisarz nazywa przyjemnościami dosadnymi.
1)Seks
Czym innym jest zadowolenie z seksu, spokój zakończeń nerwowych, odprężenie i uspokojenie dające zdrowie psychiczne, a czym innym spotkanie osoby, z którą uprawianie seksu jest przygodą tak niezwykłą, że nie wymyślono słów do jej opisania. To jest chyba szczęście: natrafić na tę skórę, dotyk, zapach, bliskość, czułość i niewysłowioną rozkosz na deser.
Nie wiem czy zdarza się to często, ale myślę, że wybrańcami losu są ci, którym się zdarzyło. Człowiek czuje się wtedy szczęśliwym zwierzęciem, a nie czuje się zakłopotany swoją zwierzęcością. Nie tylko nie wstydzi się tego drugiego zwierzęcia, ale jest mu wdzięczny za wspólny bezwstyd. Niewykluczone że, jakby to banalnie nie brzmiało, w grę wchodzi tu jeszcze uczucie miłości. A jeśli jeszcze do tego dodamy, że efektem tej zabawy bywa stworzenie nowego człowieka, o którym śnimy i marzymy…czy może być coś szczęśliwszego?
Niektórzy, (szczególnie ci w latach) twierdzą, że może. I że tym czymś jest:
2)Dobre jedzenie
Czy dobre jedzenie może być czymś więcej niż przyjemnością dosadną?
Moim zdaniem może.
Czym innym jest zadowolenie z dobrego obiadu, zaspokojenie uczucia głodu, nawet zachwyt nad codzienną pomidorową, lub niecodziennym sushi, a czym innym posiłek na świeżym powietrzu, w wymarzonym krajobrazie i towarzystwie, z cykadami bądź ptakami, strumykiem lub falami morskimi, z ulubioną, szemrzącą muzyką w tle, z sorbetem cytrynowym i ceremonią parzenia zielonej herbaty na deser.
To już jest tzw. komplet kulinarny, ekstaza dla oczu i uszu, szaleństwo kubeczków smakowych i te rzeczy. Parę razy udało mi się doświadczyć takich przeżyć i trudno by mi było znaleźć inne słowo niż szczęście. Szczęście i już. Zadowolenie kubeczków smakowych szczęściu tychże kubeczków – nie dorasta do pięt. A w wieku dojrzałym, kiedy libido już tak nie zawraca głowy(to znaczy między innymi głowy),szczęście kubeczków smakowych, z powodzeniem zastępuje szczęście typu omawianego wcześniej. Na szczęście.
Często wątpię w to, aby życie miało cel i sens a jednak nie zamieniłabym go na nie-życie.
I bywam sobie bezkarnie szczęśliwa; bez sensu i bez celu.
Bywałam i bywam także nieszczęśliwa i na temat nieszczęścia mogłabym napisać trzytomową powieść, ale nie chciałabym. Na szczęście nie chciałabym.
Jako osoba doświadczona w nieszczęściu wysuwam nawet nieśmiałą hipotezę, że im człowiek bardziej bywał nieszczęśliwy, tym lepiej potrafi docenić szczęście .
A nawet byle szczęście. I dziękować za nie Bogu. Dzisiaj na przykład wyszłam ze szpitala onkologicznego na Ursynowie, w którym spędziłam zaledwie pół godziny i zgodziłam się ze swoją definicją szczęścia sprzed lat. Dawno temu, na pytanie ankieterki-poetki Magdy Czapińskiej, co to jest szczęście, odpowiedziałam bez zastanowienia: ” szczęście to brak nieszczęść”.
I dzisiaj, po zastanowieniu, odpowiedziałabym chyba tak samo. I dodała, że o szczęście trzeba walczyć, szczęścia trzeba się nałapać na zapas, żeby wspominanie go pomagało w mrokach życia. Nie tylko wtedy, kiedy jest szaro i nieciekawie; także wtedy kiedy jest czarno i beznadziejnie.
I dobrze jest umieć nie tracić na nie nadziei. Oczywiście nadziei na szczęście.
Nie tu , to TAM. Pa ram pam pam.
pozdrawiam Magda Umer
Pęcice Małe 13 lipca 2009 roku