NADZWYCZAJNA WARTOŚĆ

NADZWYCZAJNA WARTOŚĆ
Rozmawiała Joanna Jaworska
Źródło: Mój pies nr 11/2004


Jak to się stało, że nieoczekiwanie pojawiły się w Twoim domu cztery łapy?

Zawsze marzyłam o zwierzętach, Ale nie mogłam ich mieć z powodu alergii. Toteż gdy któregoś dnia mąż przyprowadził małego szczeniaka, tłumacząc, że znalazł go pod ciężarówką, miałam mieszane uczucia. Z jednej strony nie dawały mi spokoju oczy tego psiaka, a z drugiej – wiedziałam, że mój młodszy syn Franek ma już początki astmy i lekarz kazał nam wybierać – albo kot, albo dziecko…
Ale wtedy mieszkaliśmy w Warszawie, a teraz wyprowadziliśmy się właśnie do dużego domu z ogrodem, na wsi. Zaryzykowałam.
Zaczęliśmy brać z Frankiem więcej pigułek na alergię i zabroniliśmy wchodzić Łyżwie – bo tak nazwałam to czworonożne cudo – do sypialni. Po jakimś czasie przybłąkał się następny pies – „prawie wilczur” Bambus. Jak się już ma psy, to potem wobec alternatywy: nie chorować na alergię albo mieć psy – zawsze wybiera się psy. Bo życie z psami nabiera zupełnie innej, nadzwyczajnej wartości.

Dlaczego Łyżwa została „Łyżwą”, a Bambus – „Bambusem”?

Imię Łyżwa wymyśliłam ja – bo mąż powiedział mi, że znalazł pod ciężarówką małego wyżła, a to nie był pies, tylko suka i nie wyżeł, tylko „łyżew”.
„Prawie wilczura” Bambusem nazwał mój mąż – wiem, dlaczego, ale nie powiem, bo boję się, że mógłby być oskarżony o rasizm. Bambus był cudownym psem, czarnym jak smoła. Czarną miał też w oczach rozpacz… Musiał przeżyć coś straszliwego jako szczeniak, bo z lęków nie udało się go wyleczyć do końca życia.
Potem pojawił się w domu Markotny. Dostałam go, a właściwie „wylicytowałam”, na aukcji na rzecz Markotu, tuż po śmierci Marka Kotańskiego. To pies z jego hodowli.

Jak przyjęła go Łyżwa?

Z zazdrości odchorowała tę naszą nową miłość, ale teraz już i ona nie widzi poza nim świata.

Na Twojej stronie internetowej są zawsze nowe zdjęcia domu i ogrodu w Pęcicach. Często fotografujesz psy?
Przyznaję, że Markotny jest jednym z moich ulubionych modeli. Co tu dużo mówić – jest piękny! I zabawny: ostatnio oszalał z miłości do sztucznego kaczora, którego mąż kupił, żeby przywabić prawdziwe kaczki. Szczekał cały dzień, licząc na jakąś odpowiedź, ale bezskutecznie.
Po przemyśleniu sprawy zawarł pakt o nieagresji z wszystkimi mieszkańcami oczka wodnego. Nie rusza żab, nie zjada karasi. Uwielbia je za to obserwować. Widocznie uznał, że należą do jednej wielkiej pęcickiej rodziny. Mamy jeszcze nasze wróble, naszą srokę, nasze sikorki i naszą mysz tarasową.

Na stronie „MU” dedykujesz wybrane wiersze ludziom, a czasami też psom. Jaki wiersz zadedykowałabyś Markotnemu i Łyżwie?

Może tym razem coś od siebie: „Z Łyżwą i Markotnym dom jest mniej samotny!”. Mam nadzieję, że one powiedziałyby podobnie, gdyby umiały mówić. Bo to są najbardziej rozpieszczone psy na kuli ziemskiej. Nie znają pojęcia agresji i całe to pilnowanie domu to jedno wielkie pobożne życzenie.

Do spisu artykułów