MISTRZ
(próba wspomnienia)
1915-2004
Te daty będą kiedyś wkuwały dzieci w szkole…
„Złota epoka Jeremiego Przybory” – będzie się mówiło na lekcjach.
Dla mojego pokolenia Jeremi Przybora, między innymi w „Kabarecie Starszych Panów”, stworzył jakąś zastępczą Ojczyznę, w której chciało się żyć i żyć, i z której nigdy nie chciało się emigrować… Po latach wielbienia przez szklany telewizor sąsiadki (bo nie miałam własnego), Los pozwolił mi poznać Go osobiście, współpracować z Nim i wreszcie przyjaźnić się przez ćwierć wieku. To niby szmat czasu, ale minął nie wiadomo kiedy.
A już ostatnie lata-po śmierci jego najukochańszej żony Alicji, minęły szybko jak kometa i gdyby nie zdjęcia i listy, które mi po nim zostały, myśleć bym mogła, że to był tylko jakiś piękny i za krótki sen… Dla mnie, bo dla niego życie bez Alicji mogłoby już nie istnieć. Olśniewający pejzaż, który rozciągał się z tarasu jego wiejskiego domu był „nazbyt ładny”, bolał zamiast cieszyć – bo Ona nie mogła już na to patrzeć razem z nim. Jeszcze układał jakieś papiery, jeszcze wybierał piosenki na ostatnie płyty, jeszcze próbował być miły dla ludzi, jeszcze napisał kilka wspaniałych tekstów, ale już wszystko przestawało być ważne, odchodziło w mgłę… Najważniejsze były rośliny ,krzewy i drzewa, których doglądała Alicja.
Po Jej śmierci wszyscy próbowali ratować ogród, który tworzyła dla niego z miłości przez długie lata, ale i on się buntował-usychał z żalu za swoją panią…
***
Powtarzał często, że mądrość to jedyna uroda starości. Ale sam był zaprzeczeniem tego poglądu….Mimo 88 lat wyprostowany jak strzała , szczupły ,elegancki, zadbany, coraz przystojniejszy, wchodzący co najmniej dwa razy dziennie do swego warszawskiego mieszkania na czwartym piętrze, bez windy( „bo czegoś zapomniałem; bo jeszcze po gazetkę”)…poczucie humoru, ciekawość świata, oszałamiająca inteligencja nie naruszona przez żadne Parkinsony, Altzheimery ,sklerozy. Trochę gorzej było z oczami i słuchem , ale te niedogodności zaczęły się dopiero po osiemdziesiątce…
***
Śmieszył go patos. Przerażała, ale interesowała polityka. Bolało to, co dzieje się z naszą ojczyzną. Z naszymi, „nie do czysta wymytymi”, rodakami. I zawsze uciekał przed mizerią tego świata . Słuchał Bacha, Mozarta, dobrego jazzu Nie przepadał za teatrem , uwielbiał kino.
***
Jego ulubioną pieśniarką była Billie Holiday, a pieśniarzem… pan Jerzy Wasowski.
Nie mógł sobie darować, że potrafił go namówić do komponowania, a nie przychodziło mu do głowy, żeby specjalnie dla niego pisać piosenki. ”Nikt tak nie śpiewał jak On” -powtarzał często w ostatnich latach. I słuchał sobie taśm z jego głosem…
***
Odszedł wielki artysta ,ale na szczęście zostawił nam skarby bezcenne-swoją twórczość . Wychowała już ona całe pokolenia Polaków i mam nadzieję , że wychowa następne. Bo każdy ,kto się z nią zapozna, stanie się innym człowiekiem. Lepszym, wrażliwszym i może trochę szczęśliwszym.
***
Chyba na razie nie umiem napisać nic więcej.
Jeszcze chciałabym milczeć i milczeć.
Ale mogę napisać o czym marzyłabym najbardziej.
Marzyłabym, aby teraz , kiedy tak trudno przyzwyczaić się do życia w Epoce Bez Niego – spotkał TAM wreszcie swoją ukochaną Alicję . W końcu W Krainie Czarów wszystko powinno być możliwe…
Magda Umer