ALFABET TEATRALNY. K JAK KURTYNA.
Dla Kamili Łapickiej i pisma PANI
Od najwcześniejszego dzieciństwa magiczny kawałek materiału. No… ładny mi kawałek… Kilogramy aksamitnego pluszu.
Chociaż ciężka, unosi się lekko i przenosi do innego świata.
Do dzisiaj, jak dziecko, lubię zachwycić się tym wyczarowanym światem.
Ale wszystko zależy od czarodziejów i czarodziejek. Siedziałam kiedyś w Teatrze Polskim, na premierze „Dam i huzarów“, koło Mai Komorowskiej. Kiedy kurtyna dostojnie unosiła się w górę, Maja złapała mnie za rękę i szepnęła: „módlmy się, żeby nam się podobało!“ Od tego wieczoru, ilekroć siedzę w teatrze i gaśnie światło, słyszę to Jej żarliwe życzenie. I powtarzam je, marząc aby tak się stało. Bo jeśli tak się dzieje, zapominam o „realu“, jakby powiedzieli dziś młodzi, i chcę w tamtym świecie zamieszkać, na ile się da. Zapomnieć o czasie, uwierzyć w baśń z mądrym morałem..
Jeśli tak się nie dzieje –myślę tylko o kurtynie. Żeby opadła i wstydu oszczędziła.
Pewien słynny aktor w Krakowie przed wielu, wielu laty, czując że jednak nie da rady zagrać poważnej roli tego wieczoru i daremnie próbując dać radę, spojrzał przerażony na czekającą i ufną widownię, powiedział błagalnie:
„A jednak poproszę o kurtynę“. I ta, jako ostatnia deska ratunku, opadła ze wstydem, ratując dobre imię teatru.
W wielu teatrach dzisiaj nie ma, albo nie używa się już kurtyny. Żal.
Magda Umer
Pęcice Małe, 17 stycznia 2011