Dąb
(sł. B. Leśmian, muz. W. Trzciński)
Zaszumiało, zawrzało, a to właśnie z dąbrowy
Wbiegł na chóry kościelne krzepki upiór dębowy
I poburzył organy rąk swych zmorą nie zmorą
Jakby naraz go było wespół z gędźbą kilkoro
Rozwiewała się, trzeszcząc gałęzista czupryna
I szerzyła się w oczach niewiadoma kraina
A on piersi wszem dudom nastawił po rycersku
I w organy od ściany uderzał po siekiersku!
Grajże, graju, graj
Dopomóż ci maj
Dopomóż ci miech, duda
Wszelaka ułuda!
Bił prawicą na lewo, a lewicą za prawo
Pokrzyżował ryk z jękiem, a lamenty ze wrzawą
Aż z tej dudy – marudy dobył dłonią sękatą
Pieśń od wnętrza zieloną, a po brzegach kwiaciatą
Wyszli święci z obrazów, bo już mają we zwyku
Że się garną śmierciami do śpiewnego okrzyku
I Bóg przybył skądinąd, niebywały w tej porze
Niebywały, lecz cały zasłuchany! O, Boże!
A gdy śpiew mu uderzył durem leśnym do głowy
Grał wszystkimi jarami wszystkie naraz parowy!
Aż ten ołtarz zlękniony, gdzie wyzłota się święci
Chciał już runąć na ziemię, lecz potłumił swe chęci
A on wpodłuż organów, stare miażdżąc im koście
Porozpędzał swe dłonie, jak te nogi po moście
I rozwiawszy tłum dźwięków po pieśniowym rozłogu
Wygrzmiał z miechów to wszystko, co las myśli o Bogu!
Grajże, graju, graj
Dopomóż ci maj
Dopomóż ci miech, duda
Wszelaka ułuda!
Między Bogiem a grajem znikła inszość i przedział
Skoro Bóg się o sobie snów dębowych dowiedział
„Odkąd żyje na świecie, a wszak jestem wieczysty
Nigdym dotąd nie słyszał takiego organisty!”
Grajek znawstwu bożemu na pamiątkę i chwałę
Porozbujał pieśń górą w dwa ruczaje niestałe
Rozmurawił ją dołem, aż się kościół zielenił
A cienistym przyśpiewem twarz słuchacza ocienił!
I Bóg słuchał wzruszony, słuchał duszą bezkreśną
A w tej duszy mu było i ruczajno, i leśno
I coś jeszcze miarkował i coś dumał na stronie
I biegł żywcem do grajka i wyciągał swe dłonie!
Święci, wiedząc, co czynią, w nagłej cudom podzięce
Poklękali radośnie wziąwszy siebie za ręce
Bo od kiedy świat światem, a śmierć jego obrębem
Po raz pierwszy Bóg płacząc obejmował się z dębem!