Z CYKLU „PANI MAGDO, PANI PIERWSZEJ TO POWIEM”
BYŁY TO ROZMOWY NAGRYWANE DLA RADIOWEJ TRÓJKI
1.
Imię i nazwisko?
Magda Umer
Zawód?
Piosenkarka, scenarzystka, reżyser
Kiedy zaczęła się pani przygoda ze sceną?
Na akademiach szkolnych, potem w klubie studenckim „Stodoła” .A pierwszy swój scenariusz napisałam w 1974 roku. Był to koncert towarzyszący festiwalowi opolskiemu. Tak się spodobał, że zaproponowano mi przygotowanie takiego koncertu w roku następnym, czyli 1975.I o tym koncercie chcę pani teraz opowiedzieć, jak pani Magda pani Magdzie. Napisałam scenariusz i wymarzyłam sobie, aby koncert ten wyreżyserował Piotr Skrzynecki z „Piwnicy pod Baranami”. Zgodził się ! Ale ja byłam jeszcze bardzo młodą i niedoświadczoną artystką i nie wiedziałam do jakiego stopnia wolną osobą jest mój reżyser, Nie dojeżdżał, nie dojeżdżał… aż nastał dzień premiery. Zaangażowani najwybitniejsi artyści, sprzedane bilety…
Okazało się, że Piotr zbyt długo obchodził imieniny Jana Nowickiego i do Opola nie jest w stanie dotrzeć. Wpadłam w panikę. A ponieważ nieszczęścia chodzą parami, człowiek , który miał ten koncert poprowadzić- młody, wybijający się aktor Jerzy Stuhr – przyjechał dosłownie w ostatniej chwili, ponieważ świtował urodziny syna Maćka, który urodził się (jak się za jakiś czas miało okazać) na szczęście nie tylko najbliższych, ale i nas wszystkich. Ów szczęśliwy ojciec był w takiej euforii połączonej z nieopisanym zmęczeniem i wycieńczeniem organizmu, że nie był w stanie opanować żadnego nowego tekstu. Niczego napisanego na potrzeby przedstawienia. A ponieważ w tym spektaklu prezentowaliśmy miedzy innymi prapremierowe fragmenty „Szalonej Lokomotywy” Witkacego, Grechuty i Pawluśkiewicza , a Jurek miał „na warsztacie” bodajże „Matkę” Witkacego, poprosiłam go aby w przerwie miedzy piosenkami (nie tylko z „Szalonej lokomotywy”) wyskakiwał jak Filip z konopi i mówił, co mu ślina na język przyniesie. I tak się stało. Wybiegał w jakiejś przedziwnej kolczudze, coś krzyczał, miotał się, istniał surrealistycznie, jednym słowem ratował sytuację… Absurd gonił absurd, ale robiło to wrażenie jako forma.
Następnego dnia przeczytaliśmy w gazetach o pięknym i wzruszającym spektaklu, w którym największe wrażenie robiły ”adekwatne, inteligentne, wspaniałe zapowiedzi wybitnego młodego aktora Jerzego Stuhra”… I od tego właśnie czasu przestałam przejmować się recenzjami i odważyłam sama reżyserować swoje przedstawienia.
2.
Imię i nazwisko?
Magda Umer
Zawód?
Zawsze mam z tym kłopot…piosenkarka, scenarzystka , reżyser.
Spodziewam się po pani przygód zawodowych.
W 1986 roku pracowałam nad adaptacją powieści Agnieszki Osieckiej pt: ”Biała bluzka”. Napisane to było linearnie, w formie listów, a Krysia Janda chciała zrobić teatralny monodram, trzeba wiec było popracować nad dramaturgią, dodać piosenki, skupić się na kilku wątkach, jednym słowem trochę popracować.
Były to już czasy lekkiej odwilży, Gorbaczow pozwolił ludziom hodować własne pomidory (prywatna inicjatywa!) i wydawałoby się, że nie trzeba się bać cenzora tak jak kiedyś. Okazało się, że niestety. trzeba.
Mój cenzor był przystojnym młodzieńcem w czarnej skórze, uważał, że dzięki jego przebiegłej inteligencji funkcjonują w Polsce kabarety polityczne z „Egidą” na czele, ale niestety nie może nam „przepuścić” fragmentu o tym, co dostał Józef Wissarionowicz Stalin na sześćdziesiąte urodziny…
A Agnieszka, z wrodzoną sobie dezynwolturą ofiarowywała Wodzowi w tym dniu m. in. Morze Jońskie, Halinę z Brześcia, ciupagę szmaragdową , służącą do jedzenia kawioru w warunkach górskich, dywanik pod łóżko o wymiarach czterdziestu hektarów utkany przez robotnice republik nadbałtyckich itd..itp. itd…
Musicie to zmienić, albo wyrzucić – rozkazał Przystojny, bo wtedy jeszcze mógł rozkazywać, a kto nie chciał iść na kompromisy nie robił nic, pisał do szuflady ,siedział w więzieniu, albo był na wolności przez 48 godzin…
Poszłam do Agnieszki :”Wiesz co, mi jest szkoda życia na użeranie się z cenzorami, ja go nawet nie chcę oglądać i o nic prosić . Zamień to na jakiegoś cesarza chińskiego i będzie spokój” – powiedziała
-„Na chińskiego za Chiny”- wrzasnęłam jako adaptatorka, bo nie mogłam tego odżałować. I wpadłam na pomysł aby Wissarionowiczowi zmienić pierwsze imię na Włodzimierz.
– „Włodzimierz Stalin to postać fikcyjna. Nikogo takiego nie było na świecie, więc nikt nie powinien mieć do pana pretensji.” Cenzor spojrzał mi głęboko w oczy, westchnął i powiedział: ”ma pani rację”. I tak zostało.
Za każdym razem zachwycająca w tym przedstawieniu Krysia wołała ze sceny ”Włodzimierz Stalin” i publiczność była podwójnie szczęśliwa…